niedziela, 6 marca 2011

życie jest godzeniem się ze śmiercią

Do zupełnie zabawnej skrajności doprowadzam się swoim brakiem efektywności w pracy.
Przyjdzie mi zarwać noc. Najpewniej w towarzystwie jakiejś zupełnie przyjemnej muzyki.

Dygresja mała poleciała na początek, a końca nie widać. To chyba znaczy, że jest nieźle. W takim ulotnym ujęciu. Całkiem fajne refleksje odnośnie bezsensowności mojego istnienia mnie naszły w przeciągu ostatnich dni, ale chyba będą musiały poczekać na gorsze czasy. Paskudnym musi być mój stan, biorąc pod uwagę, że nawet to co piszę, wydaje mi się niezgorszym. Może nie poprzednie zdanie, gdyż fajność i jej potrzeba stała by się istotą jego istnienia, co (chyba) wykluczałoby spójność prezentowanych przeze mnie od 24 stycznia 93 roku poglądów.

2 komentarze:

  1. oj również do skrajności doprowadzam się brakiem efektywności w pracy(zwłaszcza dziś)...ale czy ta skrajność jest oby zabawna...?

    OdpowiedzUsuń
  2. ciężko mi wymyślić coś bardziej zabawnego niż niemożność osiągnięcia czegokolwiek

    OdpowiedzUsuń