wtorek, 30 października 2012

mróz


Dałem się zczłowieczyć na tych studiach, dużo robię, nawet źle mi nie idzie, ale chyba nie do końca leży to w mojej naturze. Jakieś liczne mrzonki potencjalnego sukcesu intelektualnego przyćmiły mi dużą część mojej osoby. Ale od prawdy się nie da uciec. Chłodna trzeźwość przychodzi wraz z otwarciem okna. Śnieg redukuje wszystkie kształty i cechy szczególne, uświadamiając, że jeśli o coś chodzi to na pewno nie o szczegóły. Siedzę na oknie i słucham przeszywających hałasów autorstwa Bena Frosta. One są trochę jak wilk, trochę jak maszyna, w ogóle nie jak człowiek. A nikt inny nie piał tak o Froście jak W, moja chodząca metafizyka. Nie wiem co się z nim dzieje, ale wyobrażam sobie, że najbardziej ze wszystkich realizuje ideał wolności. Kiedy był, korzystał ze mnie w pełni, teraz wychodzi na jaw, kto kogo bardziej potrzebuje. Mam tylko szczerą nadzieję, że to nie efekt zmęczenia człowiekiem. Nie tylko człowiekiem-mną, ale człowiekiem w ogóle. A z Ciebie W, to bardziej chyba wilk niż maszyna, wbrew temu, co większość mogłaby chcieć o Tobie powiedzieć.


piątek, 12 października 2012

jestem poza czasem i wcale nie jest super

Ja upadlam, Ty upadlasz, My się upadlamy, oni upadlają się, ja też się upadlam, ale nie tylko się, bo Ciebie, was, jego, ją i pana też. Nie mam pojęcia dlaczego. Każdy poszedł w swoją stronę, mimo że było zimno i najrozsądniej byłoby zostać w kupie. Potem nie było miejsca na słowa. A kiedy słów brak, zostaje tylko ciało. Nie umiem inaczej. Ciałociałociało. A ciało staje się słowem wtedy, kiedy budzisz się obok.