Co do niewielu kwestii jestem tak przekonany, jak do klasycznej koncepcji definicji. Arystoteles wszystko elegancko wymyślił: szukamy najbliższego rodzaju, a następnie wskazujemy różnicę gatunkową. Dla zwierzątek działa po dziś dzień, biologowi to zresztą oceniać, nie mnie. Grzechy są jak zwierzątka, raz przyjętych moralna osoba co do zasady nie porzuca. Odpowiedzialność: żeby ją wziąć wypada rozumieć zobowiązanie. A moje ego zaczęło rodzić nowe grzechy, teraz jestem pewien, utwierdził mnie w tym Stagiryta.
Rodzaj: grzech - nie zawsze możliwy do przewidzenia, ale z momentem zajścia odciska niepomijalne piętno w sferze sumienia;
Gatunek: nowy - wzbudza obrzydzenie sobą tak wielkie, że nie czuję się godzien ani smutku ani wytworów smutku innych osób;
Tyle w sferze faktów, reszta to spekulacja. Czy nie zbieram właśnie plonów bezprawnego zapożyczania z tego niezaistniałego ja, którym za wszelką cenę nie chciałem się stać?
My to się chyba stuprocentowo mijamy w gustach. Co masz na myśli? Zawsze jak Ci powiem, że nie znoszę jakiejś książki, to się okazuje, że to jeden z twoich ulubionych autorów. Naprawdę, ale z czym tak było?
(...)
A Ty czemu taki zdyszany? Biegałem po lesie. Zgubiłem się, zaczęło padać, więc nikogo nie było w tym lesie, zacząłem się bać, kiedy trzeci raz mijałem to samo bajoro. Ale wrzuciłem sobie muzę na słuchawki i było fantastycznie, trochę się tylko niepokoiłem, że zaczniecie mnie szukać, jeśli nie zdążę na obiad, nie byłem w stanie wyjaśnić chłopakom, że idę pobiegać. Ty to zawsze szukasz takich ekstremalnych wrażeń.
(...)
W sumie jesteś trochę jak mój brat. Filozof czy szaman? Starszy, filozof. On zawsze szuka ekscytacji, strasznie boi się nudy. Bardzo często zadaje prowokacyjne pytania, żeby namieszać w dyskusji. Bardzo to lubię, to ciekawy gość. Ale czasami potrafi być w tym strasznie męczący. Zadaje serię pytań, żeby wyciągnąć ze mnie coś nietypowego, a ja coraz bardziej się na niego złoszczę. Mam wrażenie, że postrzega mnie jako mniej wartościowego człowieka.