niedziela, 12 sierpnia 2012

List

Hej,
Dziękuję bardzo za twój ostatni list. Przepraszam, że się nie odzywałem, ale miałem dużo do roboty.
Znowu siedzę w oknie po nocy tak jak zwykłem to robić, słucham tej muzyki co kiedyś i myślę co u Ciebie. I mówiąc znowu, wcale nie mam na myśli, że dawno tego nie robiłem, choć tak właśnie może się wydawać. Bo tak naprawdę robię to regularnie. Słusznie zauważyłeś, że dawno nie rozmawialiśmy na poważne tematy. Niby ostatnio udało nam się wyjść z tego stanu, ale chyba nie było w tym namiastki bliskości takiej, jakiej którykolwiek z nas mógłby chcieć.
Siedzę tak i ostatnimi dzisiejszymi siłami zastanawiam się jak teraz na mnie spoglądasz. Bo zachowujesz się dokładnie tak, jak można by od przyjaciela oczekiwać. Mimo to niepokój we mnie narasta. Boję się, że w dużej mierze jestem źródłem tego, co teraz obserwuję. A obserwuję to, co jakiś rok temu. Wiesz, o co chodzi. Zmieniam się, Ty też? Ja chyba nigdy takim nie chciałem być, a jednak dobrze mi. Z niejasnych przyczyn zacząłem twardo stąpać po ziemi. To może wkurzać, sama perspektywa tego była dla mnie niepokojąca, a teraz jestem chyba po drugiej stronie. Porozmawiałbym.
Na razie kończę, bo mi się kończy czas, liczę na szybką odpowiedź. Co u Ciebie, rodzina zdrowa? Zapraszam do Warszawy w wakacje.
Z wyrazami szacunku i kumplowskiej tęsknoty,

twój Tomasz

P.S. pozdrów brata

piątek, 10 sierpnia 2012

Trudności z zachowaniem świadomości

Dobrze wybrałem wysiadając na Starych Bielanach. Rzadko to robię, bo długo się idzie. W ogóle tego nie poczułem, bo dosyć długo pisałem smski do ludzi, którzy prawdopodobnie i tak już śpią. Zajęcie skończyło się w okolicy wiecznego miejsca, gdzie stanie dom kultury, które w tym spacerze, oznacza nie więcej nie mniej niż to, że już zupełnie niedaleko. No może jeszcze to, że dom kultury prawdopodobnie szybko tam nie stanie. Przestałem myśleć na dwie ulice i jedne tory tramwajowe, by odzyskać świadomość w miejscu, które mniej więcej miesiąc temu zwróciło moją uwagę. Dopiero zobaczywszy tam 4 koty, uświadomiłem sobie, że zawsze widuję tam w nocy koty, mimo że nie mają żadnego racjonalnego powodu, aby tam przebywać. Gościnnie pojawił się tam kiedyś pies o tylko trzech nogach, ale wtedy kotów nie było, mimo że pies wyglądał na tyle nieporadnie, że to nie on był powodem kociej absencji. Dobrze mi się zrobiło na myśl o tym stałym elemencie w moim życiu.

Dopiero wtedy zauważyłem, że zupełnie nie przeszkadzają mi croissant z masłem, płatki z mlekiem, pizza margheritta z pieczarkami i bez, piwo, wino i kola. Zadowolony z siebie, świadom arcydzieła, jakie się wydarza w mojej głowie, postukiwałem rytmicznie zapalniczką o klatkę piersiową. Coś na kształt bicia serca, może trochę szybciej. Nie umiem stwierdzić czy robiłem to od dwudziestu minut czy dopiero zacząłem.

Do moich myśli żołądek-koty-zapalniczka niebawem dołączył pewny chód; szeroko zarzucałem stopy, czemu wtórowało kołysanie bioder. Nieprzyzwoicie pociągłym czubkiem buta, z nieskromną przyjemnością, przydepnąłem niegrzecznie wyrzucony niedopałek. Chyba dojrzałem trochę. Chciałbym o tym mówić, ale nie za bardzo mam komu, bo stało się to kosztem każdej osoby, którym mówić lubię albo czuję, że powinienem.

No i myślałem o ludziach. Tak dobrych, że ja nie mogę. Nikt mnie nie nudzi, z każdym chcę być. Bierzcie, bierzcie, bierzcie, chcę dawać, tylko nie ruszajcie mnie z miejsca.