poniedziałek, 21 marca 2011

38 i pół

Zdążyłem już zapomnieć, co to znaczy porządnie chorować. Jednak mój organizm w zeszły weekend wyprowadził mnie ze stanu niewiedzy. Koniec minionego tygodnia przespałem w gorączce. Nic to wielkiego, przeziębienie zwykłe, a jednak uświadomiło mi sporo rzeczy. Po pierwsze, istnieją stany, w których zanikają wszelakie priorytety. Szczerze doceniłem ludzi, którzy w ciężkiej chorobie potrafią znaleźć siłę, aby myśleć o czymkolwiek innym niż, jak złagodzić cierpienie. Dotarło do mnie, jak ważną jest zdolność organizmu do przystosowywania się. Gdyby nie ona, działania takie byłyby w zasadzie niemożliwe. Sądzę tak, ponieważ przez dwa wspomniane dni, nie mogłem zawiesić myśli na niczym wykraczającym poza fizyczne doznania, co gorsza oscylujące wokół bardziej lub mniej intensywnego cierpienia. Poza tym, nie będę już nigdy wyśmiewał się z życzeń zdrowia przy okazji każdych urodzin. Jakkolwiek banalne, prawdziwe jak nigdy. Znowu myślałem, że jestem ponad wypracowaną przez pokolenia pospolitość w najgorszym znaczeniu, jednak po raz kolejny zakpiła  ona sobie ze mnie, dowodząc swojej racji.

Słucham muzy tak smutnej, jak nigdy, a do dołu mi daleko. Wraz z upływającym życiem, nieustające dochodzą mnie kolejne przesłanki o względności wszystkiego. Nawet tak niezachwiana podstawa mojego istnienia, jak refleksyjność zdaje się być ulotną. Przez ostatnie dni z przyzwyczajenia z sympatią przyglądałem się wszystkim objawom werteryzmu wokoło, jednak nie byłem zdolny w żaden sposób się z nimi utożsamiać.

Laboratorium fizyki i szeroko pojęta szkoła pewnie jeszcze przez pewien czas utrzymają moją stabilność emocjonalną, ale już tesknię. Mam nadzieję, że nie zatonę w nowym ja. A w zasadzie nie wiem do końca jak wyglądają moje nadzieje, biorąc pod uwagę, że obraz mojej osoby, jaki kształtował się na ramach tego bloga, przytakiwał starożytnej maksymie "wszystko płynie". Ale czy mieć świadomość przeznaczenia to godzić się z nim?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz