sobota, 29 stycznia 2011

proszę, tylko nie koniec

Wymusić zmiany, a potem strzelić sobie w głowę
pozornie oczywiście
za bardzo siebie kocham

Odnalazłem siebie w środku piosenki. Nie zdarza to mi się zbyt często. Teraz też nie, kłamałem. Pokusa dodania sobie dramaturgii okazała się zbyt wielka. Mimo to, czuję się podniośle. Czuję się ciężko.

A jednocześnie sporo we mnie zadowolenia z siebie. Ze swojego istnienia i przekleństwa, jakie stanowi ono samo w sobie.

Kilka kroków. Czekam na ideę, do której mógłbym się święcie przekonać i ślepo przywiązać. Następnie na bohatera, który zaspokoi wymagania sytuacji. Finalnie na historię, w którą jeszcze chcemy uwierzyć.



czwartek, 20 stycznia 2011

w kawałkach

Pusto. Zadziwiającym jest istnieć. Być więźniem swoich osobistych demonów. Szukam sensu. Nie pierwszy. W okropną siermiężność popadłem z tymi lakonicznymi sentencjami, ale natchnienia ku czemuś bardziej wartościowemu próżno szukać. Nawet uśmiechnąłem się pod nosem. Jest lepiej.

Bezsensownym wydały mi się wszelakie dążenia, 4 dni przed magiczną granicą lat 18tu przemijalność dotyka, jak mało kiedy. Wartości same w sobie wydają się być jedynym ratunkiem, podłe carpe diem, w pojedynkę niemożliwe. Coraz bardziej uderza mnie, jak ciężko jest uciec w kogoś, skryć się w jego osobie. Muszę przyznać, że Bóg jest zawsze bardzo pomocny, ale najpierw muszę pokonać sam siebie. Pierdoły piszę, ciągłości nie czuję, jakby ktoś zgniłe myśli moje poszatkował.

Straszne rzeczy teraz napiszę, ale przeraziła mnie ilość niechęci międzyludzkiej w internecie. Dystansu i naturalności zabrakło.

Nie mogę zdeterminować celu.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

tydzień

Czy to bliskość okrągłej rocznicy, jaką są osiemnaste urodziny skłoniła mnie do złamania wielu istotnych dla mnie zasad czy też do zauważenia, jak bardzo różnię się od obrazu mojej osoby, w jaki chciałbym wierzyć?

Byłbym sobie bardzo wdzięczny, gdybym wreszcie, kierowany niczym innym, a zgorzknieniem, przestał krzywdzić ludzi i odnosić się do nich z brakiem szacunku. Jest jedna zaleta tejże nieperfekcyjnej sytuacji - utwierdziło mnie w zgodzie z myślami Mounier'a:

To w drugim człowieku leży prawidło naszej egzystencji, istnieć możemy tylko przez niego i dla niego.

Mam nadzieja, że ta parafraza nie będzie uzurpacją. Osoby czujące się do tego kompetentne, proszę o zgłaszanie obiekcji. Jeżeli mylnie zinterpretowałem myśli wyżej wspomnianego Mounier'a, proszę traktować ową sentencję, jako moją własną:S

Zastanawiam się czy możliwym jest dzielić swoją uwagę między kilka osób i być przy tym szczęśliwym.

Zaobserowałem u siebie znaczny spadek refleksyjności. To źle. WPis mnie nie zadowala, jednakowoż jest mi potrzebny. Czy kontynuacja wąsatego cyklu rozładuje napięcie czy też stworzy ze mnie tego, kim najbardziej nie chciałem być, dopełniając tym samym poniekąd mojego przeznaczenia?