Wymusić zmiany, a potem strzelić sobie w głowę
pozornie oczywiście
za bardzo siebie kocham
Odnalazłem siebie w środku piosenki. Nie zdarza to mi się zbyt często. Teraz też nie, kłamałem. Pokusa dodania sobie dramaturgii okazała się zbyt wielka. Mimo to, czuję się podniośle. Czuję się ciężko.
A jednocześnie sporo we mnie zadowolenia z siebie. Ze swojego istnienia i przekleństwa, jakie stanowi ono samo w sobie.
Kilka kroków. Czekam na ideę, do której mógłbym się święcie przekonać i ślepo przywiązać. Następnie na bohatera, który zaspokoi wymagania sytuacji. Finalnie na historię, w którą jeszcze chcemy uwierzyć.