sobota, 29 stycznia 2011

proszę, tylko nie koniec

Wymusić zmiany, a potem strzelić sobie w głowę
pozornie oczywiście
za bardzo siebie kocham

Odnalazłem siebie w środku piosenki. Nie zdarza to mi się zbyt często. Teraz też nie, kłamałem. Pokusa dodania sobie dramaturgii okazała się zbyt wielka. Mimo to, czuję się podniośle. Czuję się ciężko.

A jednocześnie sporo we mnie zadowolenia z siebie. Ze swojego istnienia i przekleństwa, jakie stanowi ono samo w sobie.

Kilka kroków. Czekam na ideę, do której mógłbym się święcie przekonać i ślepo przywiązać. Następnie na bohatera, który zaspokoi wymagania sytuacji. Finalnie na historię, w którą jeszcze chcemy uwierzyć.



10 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...haha miałam tylko czytać ale im więcej czytam zadziwiasz coraz bardziej. masz wyjątkowo oryginalne podejście do życia...i nawet Ci go trochę zazdroszczę ;P Ale styl masz naprawdę w porządku, piszesz świetnie. Szkoda tylko, że chwilami jest naprawdę zawile. No i w muzyce dobrej gustujesz ale to już chyba nic nowego nie powiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze jedno. looknij na mojego bloga w wolnej chwili jak zechcesz bo może coś podpowiesz. http://princess-kindka.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz jakiegoś ulubionego/szczególnie inspirującego Cię autora/pisarza/artystę/filozofa czy kogokolwiek, na kim się jakoś tak bardziej wzorujesz w pisaniu, wnioskowaniu czy nastawieniu?

    Bardzo mi kogoś przypominasz, ale nie jestem w stanie odgadnąć kogo (być może tak naprawdę nikogo konkretnego...).

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, poczułem się onieśmielony ilością komentarzy, wielkie dzięki, naprawdę mi miło.

    Swoją drogą, bardzo fajne blogi, drogie panie:)

    @Ullalala - jak większość z nas panicznie boję się ograniczenia siebie w oczach innych, także "szukam różnorodności". Mało którego pisarza czytam więcej niż jedną książkę z tego powodu (a co dopiero 2 razy tę samą).

    Ponieważ piszę tu w specyficznych (określonych w opisie) okolicznościach, zazwyczaj daję tu upust romantyczno-egzystencjalistycznej części mojej duszy. W tej materii chylę czoła przede wszystkim przed Kierkegaardem i Schopenhauerem. Niekoniecznie dobry chaos myślowy jest pewnie troszkę zasługą Jasia Kapeli ("Janusz Hrystus" - bardzo polecam). Książki staram się czytać w oryginale, także wygrywają polskie pozycje, jednak cenię też bardzo rosyjskich pisarzy.

    "Oko nie widzi siebie", także nie wierz w nic co piszę, w każdym razie dzięki, ciekawe to było zadanie - opisać siebie.
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  6. również lubię Schopenhauera aczkolwiek jego sposoby wyzwolenia od męki są dosyć abstrakcyjne

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię sposób w jaki pojmował rzeczywistość:np. to że każdy z nas odbiera świat inaczej gdyż wszystko jest jest wytworem naszego umysłu, w końcu w skrócie: życie jako pogoń za zaspokajaniem potrzeb. jest to bardzo prawdziwe, widzę że ta pogoń naprawdę nas wykańcza...z drugiej strony jednak trudno oddać się w stan nirvany. poza tym byłoby to trochę niepraktyczne, bardziej praktyczne byłoby rozwiązanie współczucia drugiemu człowiekowi...ale ludzie wykorzystywaliby to przeciwko nam, poza tym jako jednostki nie osiągnęlibyśmy nic, pomijając fakt że wcale nie tak łatwo pozbyć się myślenia o sobie (pomimo, że wcale nam to nie ułatwia życia). Kontemplacja sztuki natomiast wystarcza tylko chwilowo. Ogólnie chyba nie uniknie się pasma cierpień w życiu... człowiek ma naturalnie wpisane w siebie pragnienie szczęścia i nie pozbędzie się tak łatwo tego pragnienia. Podoba mi się schopenhaueryzm w całym swoim pesymistycznym zabarwieniu. Bo na cóż człowiek bardziej cierpi niż na to, że czegoś bardzo pragnie, a nie może tego mieć/spełnić. Jednak jak żadnej filozofii chyba, nie można tego traktować jak głównej i jedynej prawdy o życiu. Np. jako chrześcijanie mamy cel życia i nie jest ono nieustanną męką lecz drogą. No ale może na dziś starczy xD A Ty na co zwróciłeś uwagę w tej całej filozofii Schopenhauera?

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie dałoby rady zwrócić uwagi na za wiele więcej niż wspomniałaś. Z tym, że nie zgadzam się z tym, jakoby wyzbycie się egocentryzmu nie miałoby niczego dawać jednostce. Czy wyzbywając się niejako siebie, nie rezygnujemy również z cierpienia? A tym samym nikomu nie szkodzimy.

    Jedyny problem w tym, że nie zawsze jest to możliwe, środkami do tego jest wyzbycie się potrzeb, a w ciężkich chwilach i sztuka.

    Z grubsza tyle, ale należy pamiętać, że jego filozofia miała charakter czysto intuicyjny i o ile mi się podoba, o tyle naiwnością byłoby rościć prawa do jej powszechności.

    Oj pogubiłem się muszę przyznać w sobie i gniję na razie:S

    OdpowiedzUsuń
  9. wyzbycie się z egocentryzmu na pewno coś daje jednostce. problem w tym jak się go wyzbyć...jak wspomniałeś choćby te najbardziej podstawowe potrzeby powodują że nie da się w 100% zapomnieć o sobie. tzw."egoizm konieczny" który trzyma nas niby przy życiu,(jeślibyś myślał tylko o innych, a inni nie myśleli o Tobie ciężko byłoby w ogóle przeżyć). Zastanawia mnie czy potrzeba miłości pochodzi z tego oto egoizmu czy też właśnie z altruizmu...i głębokiej potrzeby przeżywania nie swoich lecz czyiś problemów?

    OdpowiedzUsuń