sobota, 14 lutego 2015

Kac, lub o tym jak wywieść 'powinien' z 'jest'

Mówiło się ostatnio trochę o alkoholu, problemach z nim związanych i wychodzeniu z tychże problemów. Szczególnie przemawia do mnie argument o obniżaniu kryteriów, jak się czegoś słucha czy jak się coś czyta. Pisanie to już kompletna bzdura. Zastanawiałem się w związku z tym jakby to wyglądało gdybym nie pił. Nie było mi szczególnie trudno sobie to wyobrazić, ostatecznie nie pijam ostatnimi czasy zbyt często, a jak już piję to wcale nie jest pewne, że mi smakuje. Na ten przykład nie czerpałem szczególnie dużej przyjemności z piwka wczoraj. To brzmi jak książkowy przypadek hipokryzji, należy jednak zwrócić uwagę na niuans - wcale nie piwka wyglądałem z niecierpliwością przez ostatni tydzień intensywnej walki.
Takie miłe, gdy do celu prowadzi sprawdzona recepta - w moim przypadku - najpierw wóda, potem piwo. Zamieszać, odstawić i gotowe. Pierwszy raz od kiedy pamiętam wstałem bez pomocy budzika, nawet wcześniej niż zamierzałem. Nie było krztyny wątpliwości co do tego czy należy iść na ostatni w semestrze wykład z matmy. Ruszyłem, by przekonać się, że jestem odosobniony w tym przekonaniu. Chyba tzw. różnice kulturowe. Pani z biblioteki wciskała mi książki na dłużej niż mógłbym zamarzyć, a ze skrzynki pocztowej wysypały się dobre wiadomości. Na ulicach pustki, nie ma komu doceniać po-ostatkowych pogorzelisk.

O ile asercja, jako operacja logiczna zwracająca wartość prawdziwościową zdania, zawsze wydawała mi się interesująca, o tyle w praktyce jest raczej domeną ludzi nudnych. Zazwyczaj przychodzi mi do głowy przykład jechania samochodem z kimś niemającym za wiele do powiedzenia. I w takim milczeniu nie ma przecież nic złego, lecz nasza archetypowa osoba zaczyna jednak odczytywanie na głos wszelkich szyldów czy fraz wyczytanych na bilbordach. Można tego nie lubić, można być obojętnym. Raczej ciężko jest mi sobie wyobrazić, że ktoś to lubi. W każdym razie ja staram się od tego stronić. Oczywistości raczej nie przystoi na głos wypowiadać. Myśleć - co innego, trochę to od nas niezależne, twarde podstawy zresztą na czymś trzeba budować.
Ale oczywiście na samych asercjach opierać się nie idzie, co z nimi zrobimy to nasze, ile możemy z nich zrobić chyba trochę odzwierciedla kim jesteśmy. Tego dnia moje procesy poznawcze przebiegały zaskakująco regularnie. Wszystko wymagało namysłu, więc wszystko było świadome. Nie czułem presji czasu, także każdej czynności poświęcałem dużo uwagi. Można to zgrabnie przedstawić za pomocą funkcji: zdarzenie - ujęcie go w myślach - dodanie operatora 'dobrze, że'. Na przykład: otworzyłem skrzynkę i znalazłem w niej listy. "O, są listy" pomyślałem. "Dobrze, że są listy" pomyślałem. Albo: spragniony zastanawiałem się co z mojej lodówki nadaje się do spożycia. "Mam kefir w lodówce" pomyślałem. "Dobrze, że mam kefir w lodówce" dodałem. No i po kilku godzinach, postrzeganych w owym czasie jak kilka dni spore prawdopodobieństwo uzyskuje walor aktualności. Świadomość kieruje myśli na zasadniczą różnicę pomiędzy ludźmi i zwierzętami. Zaczyna przyglądać się upływowi czasu. Tutaj idzie trochę oporniej, "Czas płynie". Pomimo dłuższego wahania, z pełną mocą oznajmić można "Dobrze, że czas płynie": z każdą chwilą jest lepiej.

Nie zachęcam do picia alkoholu, staram się tu tylko zrobić porządek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz