Naiwnie wierzyłem, że upadek będzie kontrolowany. Teraz nie mam siły na ciekawe metafory oraz niesztampowe środki literackie. Bić ze mnie będzie to, co we mnie włożyli. Niechęć wobec samego siebie z czasem podbiła każdą pojedynczą część mojego jestestwa. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie wady, której bym komuś nie wytknął, a sam się w odpowiednim czasie nią nie wykazał. Co więcej, piętno tych czynów obecne będzie we mnie już do końca mojego fizycznego, a kto wie, czy nie metafizycznego istnienia. Wolę wierzyć w to drugie.
Od dawna postulowałem teorię, iż to nasze wady nas uczłowieczają. Do dzisiaj się zgadzam. Jednak dopiero teraz udało mi się po raz pierwszy poczuć źle z moim człowieczeństwem, ujrzeć je w kategoriach negatywnych. Czyżby iluminacja? To prawda większym przyjacielem czy Platon? Bo na chwilę obecną z prawdą mi nie po drodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz