piątek, 2 listopada 2012

feat. Z.J.

Zmieniamy wspólną formułę. Pokój został posprzątany, praktyczne życie jest jednak dla niego, a przynajmniej w tym momencie. Szczegółowo pozdrawia wszystkich, idzie pod prysznic.
Z każdym kolejnym wpisem będę pokazywać, że bałaganem można się nacieszać w naszych kompletnych i niepotrzebnych dziełach literackich, realna przestrzeń dookoła nie docenia tego zaszczytu.

Gibie się, stękając zachwycone biurko; zimne i gładkie. Osad z kubka chętnie przekleiłabym sobie na czoło i wszystkie ozdoby wcisnęła na lewą rękę, pasowałabym, pasuję w pokoju. Nie żałuję dzisiaj zupełnie, że puszczam swoją muzykę zamiast wspólnej lub jego. Zdjęcie klasy licealnej podparte tym czymś do przytrzymywania wielokrotności strun naraz, podparte na samym środku najniższej półki, najbliżej głowy. Idziemy dalej w górę: miseczki na różne dziedziny i gatunki, strefa gier i filmów, obszar słownikowy najwyżej (tu mocne niedopatrzenie, powinny być najłatwiej dostępne!). Podłoga idzie w błysk, okna jak zwykle nie widać zza widok(a)u.

Gdyby ktoś miał tyle zapału do liczenia, najwięcej jest:
1) ulotek, mówi, że robi to dla rozdających, żeby szybciej poszli do domu, o co cho
2) kurzu (już nie)
3) piłek do gier (tylko 4, ale wymieniłam specjalnie, bo według mnie zupełnie wystarczyłaby jedna. Możliwe, że kocha sporty zespołowe i potrzebuje nieustannie zachwycać się swoimi kolegami z drużyny)
4) zapalniczek (warto nadmienić, bo pewnie jest dumny)
5) notatek z lekcji
6) błysku
7) kabelków do łączenia.
Co słowo gibię sobie biureczkiem, wdycham pronto.


1 komentarz: