niedziela, 7 listopada 2010

Snułbym się po ciemnym, pustym mieszkaniu

ale jestem więźniem własnych ograniczeń. Nastał ten moment, że poczułem potrzebę wrzucenia starego opowiadania.


Kolejowe retrospekcje z dialogiem

Buty jego były w błocie, a twarz zmęczona. Pomimo ewidentnego dyskomfortu, dziarsko dyrygował kolejką zebraną pod drzwiami oznaczonymi dwiema tylko literami. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to mistrz jakiś. A i na ten trop naprowadzić mnie musiała następująca po mnie w kolejce, swym pytaniem, które to, jakby z woli przeznaczenia, przebiło się przez ocean szumów, zawdzięczany Williamowi Basinskiemu;
-        Jak tam zawody?
Naraz pomyślałem, czy nie wartoby było zaczerpnąć odrobiny światowości, a przy okazji uwolnić moje uszy od subtelnego, acz po kilku godzinach jazdy uciążliwego, ucisku słuchawek spod prasy AKG.
Już dłoń chyliła się ku wyższym partiom mojego ciała, gdy rozplotły się górne kończyny kolarskiego autorytetu, ograniczając w jednym wymiarze przestrzeń na szerokość centymetrów około dwudziestu. Natężyła się częstotliwość ruchów warg, czoło jego przeorała zmarszczka, w oczy wstąpiło zacięcie, a głowa słuchaczki wprawiona została w leniwy, wahadłowy ruch góra-dół, doprawiony przyklejonym uśmiechem, przez który regularnie, lecz bezskutecznie przebijać się próbowały choćby pojedyncze słowa. Już krótka obserwacja okazała się być wystarczającym sygnałem dla mojego, będącego wówczas w stanie nadmiernej gotowości ciała. Woń zbliżającej się fachowej gadaniny odwiodła moje dłonie od wznoszenia się powyżej linii ramion, aż do mającego się wydarzyć w nieokreślonej przyszłości natrafienia na lustro. Jedno wam powiem, zacny ten, kto ciekawie o swej dziedzinie prawić potrafi.


A poruszenie poczułem, mijając kolejne, degustujące powszechną publikę, zabudowania. Śmiałe to i mocno kontrowersyjne zarzuty względem rodzimych przestrzeni, ale niesmaku pełne oblicza moich współtowarzyszy pozbawiły mnie wszelkiej potrzeby polemiki. Tylko dworek jeden, a obok niego orlik jeden, ale spośród dwóch tysięcy dwunastu, niczym te perły pośród wieprzy, godne były poświęcenia im swojej uwagi. Cała tragiczność nasza, bo nadmienić należy, iż pełnym solidarności z towarzyszami w nie-posiadaniu miejsc siedzących, polegała na tym, że znajdowaliśmy się w pociągu, bezlitośnie pozostawiającym dwa białe kruki codziennych doznań estetycznych w tyle. Zobaczyliśmy MZO Pruszków. Całkiem było to smutne, ale prawda z natury swojej bywa smutną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz