Dałem się zczłowieczyć na tych studiach, dużo robię, nawet
źle mi nie idzie, ale chyba nie do końca leży to w mojej naturze. Jakieś liczne
mrzonki potencjalnego sukcesu intelektualnego przyćmiły mi dużą część mojej
osoby. Ale od prawdy się nie da uciec. Chłodna trzeźwość przychodzi wraz z
otwarciem okna. Śnieg redukuje wszystkie kształty i cechy szczególne,
uświadamiając, że jeśli o coś chodzi to na pewno nie o szczegóły. Siedzę na
oknie i słucham przeszywających hałasów autorstwa Bena Frosta. One są trochę
jak wilk, trochę jak maszyna, w ogóle nie jak człowiek. A nikt inny nie piał
tak o Froście jak W, moja chodząca metafizyka. Nie wiem co się z nim dzieje,
ale wyobrażam sobie, że najbardziej ze wszystkich realizuje ideał wolności.
Kiedy był, korzystał ze mnie w pełni, teraz wychodzi na jaw, kto kogo bardziej
potrzebuje. Mam tylko szczerą nadzieję, że to nie efekt zmęczenia człowiekiem.
Nie tylko człowiekiem-mną, ale człowiekiem w ogóle. A z Ciebie W, to bardziej
chyba wilk niż maszyna, wbrew temu, co większość mogłaby chcieć o Tobie
powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz