sobota, 15 czerwca 2013

spokopolicja

Urodziny przyjaciela, cuda się zdarzają. Tego dnia każda możliwość obracała się w akt.  Nie było miejsca na jakiekolwiek planowanie.  Zmęczonym, ale trzeźwym okiem widziałem\bawiących się dorosłych i bawiącą się młodzież. Tworzących dorosłych i bawiącą się z tej okazji młodzież. Dorosłych zagadujących młodzież. Młodzież bawiącą się w młodzież. Dorosłych, traktujących zabawę na poważnie. Wróciłem z trasy, będzie ponad sto kilometrów. To nie dużo, ale na zielonym listku robi wrażenie. Przepełniony wszystkim, a w głowie ciągle szum nocy poprzedniej, wątpliwej przyjemności bycia najbardziej pijanym i niewątpliwej widzenia tylu miłych twarzy w jednym miejscu. Ptaki od dobrych dwóch godzin śpiewają, słońce już się przymierza, a ja nerwowo drepczę w windzie. Chce mi się sikać i pisać.

"Ej, chłopaki, widzę podwójnie. Naprawdę!" Kolega pierwszy odwieziony, nie mogłem spuścić z niego wzroku. W pomarańczowej koszulce z wakacji ode mnie, po raz pierwszy od niepamiętnego czasu odchodził uśmiechnięty. Błyszczący w słońcu, w przymałych spodenkach, zniknął w pawilonie pomiędzy żarciem dla papug, a nie za dobrym kebabem.

SPOKO-POLICJA

Kolega drugi zasnął zanim zdążyliśmy ustalić trasę. Nic dziwnego, bezapelacyjnie najgłośniejsza postać dnia, wieczoru i nocy, pomimo prawie miesięcznej ciszy. Chciał, żeby odwieźć go dalej, wygodniej dla mnie. Tak naprawdę to nie do końca wygodniej, ale doceniam gest. No ale nie ma nic lepszego niż odwożenie śpiącego pod dom no i tak postanowiłem zrobić. Ustawiam się w kolejce za autobusem, żeby skręcić tuż za przystankiem. Trzy zerknięcia. Raz - radiowóz. Dwa - włączył światła. Trzy - skręcił za nami. Przy czwartym wcisnąłem już hamulec. Stać chłopaki, jesteście aresztowani za bycie zbyt spoko. Zajęło mi chwilę, zanim onieśmielony zdjąłem z głowy czapeczkę AC/DC.

SPOKO, POLICJA

Kierowniku, wstajemy. Mmmmm, oooo, już? Stary, uciekaj. Już. Dzień dobry, dowód rejestracyjny, prawo jazdy, ubezpieczenie.  Na pewno zostawiłem w domu, nigdy nie przywiązywałem do tego wagi. Lęk trwał tylko chwilę, zresztą nie miałem siły na lęk. Doszukałem się. Patrzy szybko na ubezpieczenie, ja chyba bardziej nie dowierzam niż on. A pan skąd jedzie? Na Bielany, odwożę kolegę z imprezki. Stary, wysiadaj poradzę sobie. Wszystko w porządku? Spoko, policja.

SPOKO??? POLICJA

Widziałem ostatnio taki film.
Pił pan coś? Nie, może pan sprawdzić. Odwoziłem kolegę. 250 zł i pięć punktów karnych. Skuliłem głowę, dużo razy powtórzyłem przepraszam. Ja pierwszy raz w takiej sytuacji. Jadę, solidnie już zmęczony, już od centrum z myślą o łazience. Plac pusty, strzałka mówi, że prosto, gdzieś w oddali przejechał autobus, przejechał też radiowóz. Plac pusty. Skręcam w lewo. Proszę otworzyć bagażnik. To co, na ile wypisujemy? Spojrzał po wnętrzu wozu, szacując ilość i wartość przewożonych przedmiotów. Myślę, że fajansiarska torba uratowała mi dupę. Negocjator wsiada, wysiada skryba. 'Jedzie pan.' Więcej nie powiedział.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz